Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

należy, są potrzebni. Przy Kolizeum będącem pomnikiem wieków, czyha ich spotęgowana liczba.
O Kolizeum, Marcjal powiedział przecież: przestańcie rozpowiadać cuda o barbarzyńskich piramidach egipskich, lub o nadzwyczajnościach Babilonu. Przecież to wszystko ustąpić musi przed majestatem, przed amfiteatrem cyrku Cezarów: wszystkie raczej głosy najsłynniejszych wieszczów opiewać winny jednym głosem zachwytu tę najwspanialszą pamiątkę przeszłości.
Trudno jest mieć najsłabsze choćby pojęcie o kolosie tym, jeżeli go się na oczy nie widziało. Najpotężniejsze wrażenie czyni on przy cmentarnem świetle księżyca.
D‘Epinay Kolizeum znał doskonale, nie miał więc potrzeby go zwiedzać, chciał jedynie jego czarem się sycić, to też po przejściu kilkudziesięciu zaledwie kroków — usiadł spokojnie w cieniu kolumny i oddał się podziwowi i marzeniom.
Za to Morcef oddał się cały przewodnikom, którzy oprowadzając go nie opuścili najmniejszego zakątka loży Cezarów, izb, gladiatorów, podziemi i przejść.
D‘Epinay pozostał w samotności swojej. Gdy wtem czyjeś kroki zakłóciły ciszę i tuż obok kolumny, za którą odpoczywał, przesunął się jakiś człowiek.
Tajemnicze zjawienie się jego ściągnęło uwagę Franciszka, istotnie tajemniczo się przedstawił, — owinięty w szeroki płaszcz, którego jeden koniec przez lewe ramię był przerzucony, i w kapeluszu o szerokich skrzydłach, głęboko nasuniętym na oczy, — wyglądał na arystokratę pragnącego zachować swe incognito, lub na... bandytę.
Widocznem było, iż oczekiwał na kogoś, jego nerwowe ruchy wyraźnie wskazywały na to.
Nakoniec dał się słyszeć lekki szmer i w załamie murów zamajaczył cień człowieka, a po chwili nowoprzybyły stanął przed nieznajomym.
— Wasza ekscelencja darować mi zechce, że się spóźniłem nieco.
— Bądź spokojny. To ja raczej przybyłem zbyt wcześnie,