płynął w cieniu, i dopiero gdy się znalazł już nawprost ogniska, — zwrócił nagle ku niemu przód statku, wjechał śmiało na wody oświetlone blaskami i zaśpiewał pełnym głosem pieśń żeglarzy.
Na pierwszy odgłos melodji od morza, wszyscy podnieśli się nagle, chwycili za broń i zeszli na brzeg morza, przyglądając się bacznie statkowi, którego siłę i zamiary zapragnęli najwidoczniej rozpoznać.
Przypatrzywszy mu się i osądziwszy widać, że nie jest groźny — odeszli, prócz jednego, który pozostał nad brzegiem, gdy inni, nie zwracając już wcale na przybyły statek uwagi, zasiedli zpowrotem przy ogniu, na którym dopiekał się cały kozioł.
Gdy barka dopływała do brzegu, pilnujący pobrzeża człowiek zawołał w sardyńskiem narzeczu ludowem:
— Kto tam?
D‘Epinay przygotował karabin do strzału, natomiast kapitan na zapytanie odpowiedział, lecz co — d‘Epinay nie rozumiał, domyślał się jedynie, że mówiono o jego osobie.
— Czy pan hrabia — zwrócił się do niego kapitan — życzy sobie wymienić swe nazwisko?
— Ci panowie nazwiska mego zapewne nigdy nie słyszeli, powiedz więc im jedynie, że jestem francuzem, podróżującym dla przyjemności.
Kapitan przetłumaczył odpowiedź d‘Epinaya strażnikowi, ten zakomunikował ją donośnym głosem ludziom siedzącym przy ognisku, z których jeden podniósł się szybko i znikł za skałami.
Zapanowało głuche milczenie. Każdy myślał o sobie; d‘Epinay o wylądowaniu, majtkowie na statku i kontrabandziści o koźle. Wszyscy udawali obojętnych, lecz pilnie obserwowali się wzajemnie.
Człowiek, który zniknął za skałami, powrócił niezadługo, skinął głową wartownikowi, a ten wtedy zwrócił się do przybyłych i rzekł jedno tylko słowo: „s‘accomodi“.
Wyrazu tego nie sposób wytłomaczyć; znaczy: bądźcie swo-
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/047
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.