Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widzieć tutaj pana, aczkolwiek przeszkodziłeś mi nieco w bardzo ważnych obliczeniach, które jeżeliby mi się udało rozwiązać, zmienić by mogły całkiem pojęcia o systemie planetarnym Newtona. Czy możesz mi pan udzielić posłuchania na osobności?
— A co, czy nie mówiłem? — szepnął raz jeszcze komendant do inspektora.
— Znasz, widzę, dobrze mieszkańców swego więzienia.
A potem zwracając się do opata — rzekł:
— Żądasz pan rzeczy niemożliwej do spełnienia.
— A jednak, jeżeli idzie o przyniesienie rządowi zysku sumy olbrzymiej, naprzykład pięcio miljardowej?
— Na honor — rzekł inspektor, zwracając się do komendanta — przepowiedziałeś pan wszystko co do joty.
— Pozwól pan jeszcze — zawołał opat, widząc, że inspektor zabiera się do wyjścia — nie wymagam, abyśmy koniecznie byli sam na sam.
— Na szczęście, mój panie, wiemy zgóry wszystko, co nam chcesz powiedzieć. Wszak pragniesz znów prawić o skarbach swych.
Faria spojrzał na szydercę takim wzrokiem, że bezstronny obserwator dopatrzyłby się w nim pełni władz umysłowych.
— Tak jest, ale skądże pan już wiesz o tem?
— Panie inspektorze — przerwał komendant — jeżeli pozwolisz, to ci opowiem z najdrobniejszymi szczegółami, całą historję tych urojonych skarbów. Od lat pięciu mam jej wyżej uszu.
— To dowodzi — rzekł opat do komendanta — że jesteś jak owi ludzie, o których pismo święte powiada: „mają oczy, a nie widzą, mają uszy, a nie słyszą“.
— Mój kochany panie — przemówił inspektor — rząd nasz na tyle jest zasobny, iż twoich pieniędzy nie potrzebuje. Przydadzą ci się jak wyjdziesz z więzienia.
Jakby głuche łkanie szarpnęło piersią opata; chwycił inspektora za rękę.
— A jeżeli nie wyjdę z węzienia, jeżeli umrę tutaj i nikomu