Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXII.


Armand, zmęczony długiem opowiadaniem, które często oblewał łzami, oparł swe czoło na obu rękach i zamknął oczy, czy to chcąc myśleć, czy też pragnąc przespać się, dawszy mi wprzód kartki zapisane ręką Małgorzaty.
W kilka chwil potem, szybszy oddech dał mi poznać, ze zasnął, ale tym snem lekkim, który najmniejszy szelest przerywa.
Oto, co przeczytałem i przepisałem bez dodania, lub wyrzucenia choćby jednej zgłoski:
„Dzisiaj jest 15 grudnia. Jestem cierpiącą od trzech czy czterech dni. Dziś rano położyłam się do łóżka, czas jest ponury, jestem smutna, niema nikogo przy mnie, myślę o tobie, Armandzie. A ty, gdzież jesteś w tej chwili, gdy to piszę? Daleko od Paryża, bardzo daleko, jak mi powiedziano, a może zapomniałeś już o Małgorzacie... Wreszcie, bądź szczęśliwym, ty, któremu winna jestem jedyne chwile radości w mem życiu.
„Nie mogłam oprzeć się chęci wytłomaczenia c mego postępowania i napisałam do ciebie list, ale list od takiej dziewczyny, jak ja, może być uważany za