Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że powinienem zapomnieć o niej, mówiłem sobie, że jeśli wydam to co posiadam, będę miał tę dziewczynę i nabędę praw do miejsca przed chwilą opuszczonego
Przed ukończeniem widowiska, Małgorzata i jej towarzyszka opuściły lożę.
Pomimowoli i ja to uczyniłem.
— Odchodzisz? — spytał się Ernest.
— Tak jest.
— Dlaczego?
W tej chwili spostrzegł, że loża jest próżną.
— Idź, idź — rzekł — i życzę ci szczęścia.
Wyszedłem.
Usłyszałem na schodach szelest sukni i szmer głosów. Cofnąłem się na bok i ujrzałem, nie będąc widzianym, obiedwie kobiety i dwóch młodych ludzi, którzy im towarzyszyli.
Pod kolumnadą teatru, zbliżył się do nich służący.
— Powiedz woźnicy, by zaczekał przed „Café-Anglais” — rzekła Małgorzata — pójdziemy tam pieszo.
W kilka minut później, błądząc po bulwarze, ujrzałem w oknie jednego z większych gabinetów restauracyi, Małgorzatę wspartą o krzesło i obrywającą liście od swoich kamelij.
Poszedłem do „Maison d’Or” i z salonu pierwszego piętra, miałem ciągle na oku owe okno.
O pierwszej godzinie zrana, Małgorzata wsiadła do powozu wraz z trzema towarzyszącemi jej osobami.
Wziąłem kabryolet i jechałem za niemi.
Powóz zatrzymał się na ulicy d’Antin № 9.
Małgorzata wysiadła i weszła sama do siebie.