— To prawda — odrzekłem zakłopotany nieco — zkąd pan to wiesz?
— To bardzo proste — spodziewałem się przybyć do Paryża na czas licytacyi Małgorzaty a przybyłem dopiero dzisiaj. Chciałem koniecznie posiadać jakiś przedmiot pochodzący od niej i pobiegłem do komornika z prośbą o pozwolenie przejrzenia listy sprzedanych rzeczy i imion kupujących. Spostrzegłem że książkę tę pan kupiłeś, postanowiłem prosić pana, byś mi ją odstąpił, chociaż cena, jaką za nią zapłaciłeś, kazała mi się lękać, czy pan czasem nie przywiązujesz do niej jakich wspomnień...
Mówiąc to, Armand widocznie lękał się, czy czasem nie znałem tak Małgorzaty jak on ją znał.
Pośpieszyłem pocieszyć go.
— Znałem pannę Gautier tylko z widzenia — jej śmierć zrobiła na mnie wrażenie, jakie zwykle robi na młodym człowieku śmierć pięknej kobiety, którą spotykał. Chciałem cokolwiek kupić na licytacyi i zapędziłem się za wysoko w szacunku tej książki na przekór jakiemuś jegomości, który pragnął ją koniecznie kupić. Powtarzam więc panu, książka ta jest na pańskie zawołanie i proszę pana, byś ją przyjął nie w ten sposób jak od komornika, ale żeby była między nami ogniwem dłuższej i szczerszej przyjaźni.
— Dobrze, panie — rzekł Armand — wyciągając do mnie rękę, przyjmuję i będę ci wdzięczny przez całe życie.
Miałem serdeczną ochotę zapytać się Armanda
Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/030
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.