Strona:PL Ajschylos - Prometeusz skowany.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdzie głosu nie dosłyszysz, nie ujrzysz postaci
Człowieczej. Zato ciało twoje kwiat swój straci
W niesytym ogniu dziennym; noc się utęskniona
Pojawi, zgasi żar ten, a potem znów skona
Poranny chłód pod tchnieniem miłosnego słońca —
I tak cię twa niedola żreć będzie bez końca,
Bo ten, coby cię zbawił, dotąd niepoczęty.
Za miłość swą do ludzi takie zbierasz sprzęty!
Sam bóg, wbrew woli bogów w ponadmiar wysokiej
Dla człeka żyłeś cześci, przeto tej opoki
Strzec będziesz beznadziejnej, wyprężon, kolana
Nie mogąc zgiąć; pierś twoja, snem nieuciszana,
Jękami nie rozwieje zaciekłości boga.
Tak! Każda nowa władza twarda jest i sroga.
KRATOS:
Przecz zwlekasz, przecz w daremnem zawodzisz mi słowie?
Czyż bogiem, którym inni wzgardzili bogowie,
Nie gardzisz, chociaż skarb twój ludzkiej wydał rzeszy?
HEFAJSTOS:
Zbyt silnym jest krwi związek i wspólność pieleszy.
KRATOS:
Rozumiem, lecz czyż myśl cię nie ogarnia trwożna,
Iż słowa rodzicielskie tak podeptać można?
HEFAJSTOS:
Zbyt twardy byłeś zawsze i nazbyt zuchwały.
KRATOS:
Daremnie łzy tu ronić! Nacóż się przydały
Twe trudy, gdy z nich żadna korzyść nie wyrosła?
HEFAJSTOS:
O, jakiż wstręt uczuwam do swego rzemiosła![1]
KRATOS:
Nie! Poco masz złorzeczyć? Niech cię to nie boli,
Nie twoja przecież sztuka winna jego doli.

  1. o, jakiż wstyd uczuwam do swego rzemiosła! — Hefajstos jest patronem sztuki kowalskiej; przedstawiano go jako boga-kowala.