Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kazującej się szanować ciszy. Dziecię też było tak spokojne, taką wielką boleść życia miało wypisaną na licu i na czole, że budzić je zdawało się być wielkim grzechem. Usta hrabiny przybrały z kolei wyraz pogardy, oszpeciły tym wyrazem pogodne oblicze i wyszeptały:
— Tak, to ona, ona!...
Nawiasem mówiąc, Majcherek był wykapanym portretem panny Julii. Pani hrabina nie obudziła jednak dziecka; miała ona ten szlachetny takt w duszy, który nie rządzi się chwilowem uniesieniem, który umie wytrzymać nacisk żądzy zaspokojenia ciekawości i każe człowiekowi baczyć na siebie samego, jeżeli chodzi o kwestye ważne. Tu wlanie szukać należy pierwiastku tak zwanych dystyngowanych uczuć.
Pani Lutowojska zaniepokojona powróciła do swego gabinetu i kazała przyzwać do siebie ogrodnika, obowiązki którego w Pałkach sprawował niemiec, mianowany przez hrabinę Frycem.
— Mój Frycu, powiedz mi, co to za dziecko śpi w altanie położonej przy kasztanowej alei? Rzekła hrabina, usiłując nie zdradzić w głosie najmniejszego wzruszenia.
Ogrodnik znał dobrze Majcherka z kuchni, ale nie przypuszczał nigdy, ażeby chłopiec ten zabiegł prawie aż na sam koniec ogrodu, gdzie nikomu nie dozwalało się nawet przechodzić, z uwagi, iż głównie w tych okolicach pani hrabina lubiła odbywać swoje samotne wędrówki. Kiedy więc Fryc wyraził w języku niemieckim zdziwienie i zakłopotanie, hrabina rzekła tonem wyrzutu:
— Ja myślę, że powinieneś wiedzieć o wszystkiem, co się dzieje w ogrodzie. Idź zaraz i zbierz mi o tym chłopcu wiadomości: co on jest za jeden i dlaczego śpi w altanie?... Tu zatrzymała się i podejrzliwie spojrzała w oczy ogrodnikowi, jakby chciała wyczytać jego myśl, czy on przypadkiem nie zna ciężkiej tajemnicy rodziny. Ale Fryc miał dobroduszny wyraz twarzy, na której malowała się niejako zależność