Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rządu w rządzie!“ Gotowano parę razy na dzień; ale generalne wystąpienie pana Masełki rozpoczynało się po południu, coś około godziny pierwszej: Jeżeli mistrz ten, wstępując na arenę swego zawodu, gwizdał, był to znak, iż zaczyna działać w złotym humorze. Wszyscy też w kuchni nasłuchiwali bacznie, czy pan Masełko przed uderzeniem nożem w stół gwizda, czy pośpiewuje. Stanowiło to bowiem horoskop dnia. On sam wiedział o tem, iż ma taki zwyczaj i zupełnie świadomie gwizdał, albo śpiewał. Nakręcając nieraz ucho ogrodniczkowi, który mu na czas nie dostarczył włoszczyzny, mówił ponurym głosem:
— Słuchajno, ty badylarzu! Drugi raz, nim mi się tu na oczy pokażesz, popytaj jak ja śpiewam!
I przy tych słowach wykonywał mniej przyzwoity gest nogą, w skutek którego ogrodniczek, jakby z procy wyrzucony, padał gdzieś w przeciwległym końcu kuchni, krzycząc w przerażeniu.
— O la Boga!...
Zarówno więc ręki, jak i nogi, używał ten hrabski kucharz, gdy chodziło o sterowanie podwładną rzeszą. Tylko dwa ptaki, wiszące w klatce przy oknie, cieszyły się nigdy nieustającą łaską pana Masełki. Jeden z tych ptaków był kos, zwany Maciuś, drugi — kanarek — Błażek. Prócz tego chodziła po kuchni swobodnie sroka, która w różnych czasach nosiła różne imiona, stosownie do gustu kucharza. Jeżeli np. w danej chwili pomywaczką przy kuchni była dziewka imieniem Baśka, to Masełce mógł do głowy przyjść pomysł, aby srokę także Baśką nazwać. Właśnie w czasie, do którego się odnosi nasze opowiadanie, sroka nosiła imię „Pękasia“, a to od nazwiska gospodyni Pękalskiej, której władza rozpościerała się znowu na innem terytoryum, na tak zwanym folwarku, gdzie Pękalska administrowała i organizowała rozpłodowe czynności drobiu, rogacizny i nierogacizny. Sroka dostawała też czasem kopnięcie nogą od kucharza.