Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Więc mężczyznom powolna, kobiet niesroga,
Grzech bliźni odpuszczała dla miłości Boga.

Równa Anieli wdziękiem i żywością oczek
Zuzia, córka, liczyła siedemnasty roczek.
U matki, jak pod skrzydły u anioła stróża,
Swobodnie ta prześliczna wywiła się róża;
Nie skaził jej zgubnego świata dech zatruty,
Nie znała, co są maski, baliki, reduty.

Lecz Aniela natomiast miała w swoim domu
Zakrystyjkę, prócz samej, nieznaną nikomu.
Tam był rejestr sumienia, krzyże, dyscypliny,
Tam co noc brała odpust od kary i winy;
Tam i wśród dnia, u okien spuściwszy zasłonki,
Trzepać zwykła strzeliste akty i koronki.
Pokoik ten, w ozdobne przystrojony meble,
Z dziedzińcem przez ukryte połączał się szczeble,
A małe drzwiczki, obce dla świeckiej źrenicy,
Wiodły stamtąd do sadu, z sadu do ulicy.

Wiadomo, jak nas latem skwar udręcza srogi.
Gdy słońce ciężkie sypie na ziemię pożogi,
Wtenczas noc zwykle młode kobiety zachwyca,
Lubią one oglądać bladą twarz księżyca.
I Zuzia, jak to bywa w siedemnastym roku,
Nie dała odpocznienia strudzonemu oku.
Sutych kotar indyjskim osłoniona cieniem,
Przewraca się, pierś częstem morduje westchnieniem;
Wreszcie zrywa się, wstaje, błędne plącze stopy,
Ni księżyc, ni gwiaździste nie bawią jej stropy.
Do ogrodu wybiega, bez chęci, bez celu,
Nic nie myśląc, chociażby rada myślom wielu.
Wtem szelest z matczynego słyszy pokoika,
To ją wraz zadziwieniem ciekawe m przenika;
Lubo jeszcze tajemnic i zdrad czuć niezdolna,
Jednak drży, powątpiewa, przysuwa się zwolna.
Naprzód słyszy skrzyp jakiś, jakiś szelest głuchy,
Westchnienia, rwane słówka, jakieś lekkie ruchy;