Czuła szlachta, że mądrze Podkomorzy radził:
Wiadomo, że kto z ruskim carem raz się zwadził,
235
Ten już z nim na tej ziemi nie zgodzi się szczerze,
I musi albo bić się, albo gnić w Sybirze.
Więc nic nie mówiąc, smutnie po sobie spojrzeli,
Westchnęli; na znak zgody głowami skinęli.
Polak, chociaż stąd między narodami słynny,
240
Że bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny,
Gotów zawżdy rzucić go, puścić się w kraj świata,
W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata,
Walcząc z ludźmi i z losem, póki mu śród burzy
Przyświeca ta nadzieja, że Ojczyźnie służy.
245
Oświadczyli, że zaraz wyjeżdżać gotowi;
Tylko się to nie zdało panu Buchmanowi.
Buchman, człowiek rozsądny, w bitwę się nie wmieszał,[1]
Ale słysząc, że radzą, głosować pośpieszał.
Znajdował projekt dobrym, lecz chciał przeinaczyć,
250
Dokładniej go rozwinąć, jaśniej wytłumaczyć,
A naprzód komisyją[2] legalnie wyznaczyć,
Któraby rozważyła emigracji[3] cele,
Środki, sposoby, tudzież innych względów wiele.
Nieszczęściem krótkość czasu była na zawadzie,
255
Że się zadość nie stało Buchmanowej radzie.
Szlachta żegna się śpiesznie i już w drogę rusza.
Ale Sędzia zatrzymał w izbie Tadeusza
I rzekł do księdza: „Czas już, żebym ci powiedział,