Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

       220 Inni z kątów wtórują. Nareszcie głos gruby
Ozwał się przybyłego szlachcica Skołuby:

„Cóż to Państwo Dobrzyńscy! A to co się święci?
A my czy to będziemy z pod prawa wyjęci?
Kiedy nas zapraszano z naszego zaścianku,
       225 A zapraszał nas klucznik Rębajło Mopanku,
Mówiono nam, że wielkie rzeczy dziać się miały,
Że tu nie o Dobrzyńskich, lecz o powiat cały,
O całą szlachtę idzie; toż i Robak bąkał,
Choć nigdy nie dokończył i zawsze się jąkał,
       230 I ciemno się tłumaczył. Wreszcie, koniec końców,
My zjechali, sąsiadów wezwali przez gońców.
Nie sami tu, Panowie Dobrzyńscy, jesteście,
Z różnych innych zaścianków jest tu nas ze dwieście;
Wszyscy więc radźmy. Jeśli potrzeba marszałka,
       235 Głosujmy wszyscy; równa u każdego gałka.
Niech żyje równość!“

Zatem dwaj Terajewicze[1]
I czterej Stypułkowscy i trzej Mickiewicze
Krzyknęli: „Wiwat równość!“ — stojąc za Skołubą.
Tymczasem Buchman wołał: „Zgoda będzie zgubą!“
       240 Kropiciel krzyczał: „Bez was obejdziem się sami,
Niech żyje nasz marszałek, Maciek nad Maćkami!
Hej do laski!“ Dobrzyńscy krzyczą: „Zapraszamy!“
A obca szlachta woła w głos: „Nie pozwalamy!“
Rozstrycha[2] się tłum na dwie kupy rozdzielony,
       245 I kiwając głowami w dwie przeciwne strony,
Tamci: „Nie pozwalamy!“ — ci krzyczą: „Prosiemy!“

  1. 236—7. Terajewicze, sąsiedzi, blisko Zaosia Mickiewiczowskiego; Stypułkowscy spowinowaceni z Mickiewiczami.
  2. rozstrycha się = rozłącza się.