Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pewnie łeb Protazemu rozbiłby na ćwierci;
Szczęściem schylił się Woźny i wydarł się śmierci.

Porwali się z miejsc wszyscy; chwilę była głucha
Cichość, aż Sędzia krzyknął: „W dyby[1] tego zucha!
       650 Hola chłopcy!“ — i czeladź rzuciła się żwawo
Ciasnem przejściem pomiędzy ścianami i ławą.
Lecz Hrabia krzesłem w środku zagrodził im drogę,
I na tym szańcu słabym utwierdziwszy nogę:
„Wara — zawołał — Sędzio! nie wolno nikomu
       655 Krzywdzić sługę mojego w moim własnym domu.
Kto ma na starca skargę, niech mi ją przełoży“.

Zyzem w oczy Hrabiemu spojrzał Podkomorzy:
„Bez Waścinej pomocy ukarać potrafię
Zuchwałego szlachetkę, a Waść, Mości Grafie,
       660 Przed dekretem ten zamek za wcześnie przywłaszczasz!
Nie Wać tu jesteś panem, nie Wać nas ugaszczasz,
Siedź cicho, jakeś siedział; jeśli siwej głowy
Nie czcisz, to szanuj pierwszy urząd powiatowy“.

„Co mi? — odmruknął Hrabia — dość już tej gawędy,
       665 Nudźcie drugich waszemi względy i urzędy!
Dość już głupstwa zrobiłem, wdając się z Waćpaństwem
W pijatyki, które się kończą grubijaństwem.
Zdacie mi sprawę z mego honoru obrazy.
Do widzenia po trzeźwu! Pójdź za mną Gerwazy!“

       670 Nigdy się odpowiedzi takiej nie spodziewał
Podkomorzy. Właśnie swój kieliszek nalewał,

  1. dyby = kłoda drewniana z otworem na nogi winowajcy.