Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kot jak głowa, pył ztyłu jakby modra szyja,
A psami jak podwójnym ogonem wywija.

       945 Rejent, Asesor patrzą; otworzyli usta,
Dech wstrzymali. Wtem Rejent pobladnął jak chusta,
Zbladł i Asesor, widzą — fatalnie się dzieje,
Owa żmija im dalej, tem bardziej dłużeje,
Już rwie się wpół, już znikła owa szyja pyłu,
       950 Głowa już blisko lasu, ogony gdzie! ztyłu!
Głowa niknie, raz jeszcze jakby kto kutasem
Mignął, w las wpadła; ogon urwał się pod lasem.

Biedne psy ogłupiałe biegały pod gajem,
Zdawały się naradzać, oskarżać nawzajem;
       955 Wreszcie wracają, zwolna skacząc przez zagony,
Spuściły uszy, tulą do brzucha ogony,
I przybiegłszy, ze wstydu nie śmieją wznieść oczu,
I zamiast iść do panów, stały na uboczu.

Rejent spuścił ku piersiom zasępione czoło,
       960 Asesor rzucał okiem, ale niewesoło,
Potem zaczęli oba słuchaczom wywodzić:
Jak ich charty bez smycza nie nawykły chodzić,
Jak kot znienacka wypadł, jak źle był poszczuty
Na roli, gdzie psom chyba trzebaby wdziać buty,
       965 Tak pełno wszędzie głazów i ostrych kamieni.

Mądrze rzecz wyłuszczali szczwacze doświadczeni;
Myśliwi z tych mów wiele mogliby korzystać,
Lecz nie słuchali pilnie. Ci zaczęli świstać,
Ci śmiać się w głos, ci, mając niedźwiedzia w pamięci,
       970 Gadali o nim, świeżą obławą zajęci.

Wojski ledwie raz okiem za zającem rzucił,
Widząc, że uciekł, głowę obojętnie zwrócił