Przejdź do zawartości

Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.3.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wołając: — „Biada! duchy potępione!
Już nigdy niebios widzieć nie będziecie!
Ja was przybywam wieźć na drugą stronę,

„Gdzie między wieczne ciemności pójdziecie,
W wieczyste żary i w wieczyste lody!
Ty zaś, żyjąca duszo, odejdź przecie

„Od tych umarłych i od owej wody.”
Lecz widząc, że się nie ruszam, znów rzecze:
— „Przez inne drogi, przez inne przechody,

Do innych brzegów przybędziesz, człowiecze;
Lżejsza łódź w innej przeprawi cię porze.”
Wtedy mistrz, swoją rozciągnąwszy pieczę:

— „Charonie! — rzeknie — tak chce Ten, co może
Wszystko, co zechce. A więc uchyl czoła,
Nie pytaj więcej i nie trwaj w oporze.”

Poczem się zaraz uciszyły zgoła
Wełniste szczęki sternika otchłani,
Który w swych oczach miał płomienne koła;

Lecz nagim, drżącym duszyczkom w przystani
Odrazu przestrach odjął barwę z liców:
Zębami zgrzytać zaczęli skazani

I przeklinali Boga, swych rodziców,
Ród ludzki, miejsce, i czas, i nasienie
Swego nasienia i jego dziedziców.