Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.3.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prószy z krzewów białe kwiecie,
A on marzy: jak tam w dali
Wicher śnieżne zaspy miecie,
Jak tam jęczy, jak się żali;

Jak tam ciężko jest podróżnym
Po pustkowiach błądzić nocą...
I o domu marzy próżnym,
Gdzie powracać nie ma poco:

Wtem pieśń zabrzmi: „Mirty płoną,
„Drżą listkami nieprzytomnie,
„Ale silniej drży me łono...
„Luby, luby, śpiesz się do mnie!”

A wędrowiec idąc wzdycha:
„Ach, nie dla mnie płoną kwiaty!
„Tam mogiła stoi cicha,
„Gdzie mi zakwitł mirt przed laty.

„Tak, pamiętam! rósł w ogródku,
„Zasadzony matki dłonią,
„Ale biedny usechł z smutku:
„Łzy go moje nie dogonią.”

Smutny uśmiech znikł mu z twarzy,
Czoło chmurzy się boleśniéj —
O mogile drogiej marzy...
Wtem znów słychać zwrotkę pieśni: