Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
OCIEMNIAŁY THAMYRIS.




Niewidomego starca prowadzi pacholę,
Wspierając drżące kroki. Z ramion jego spływa
Szmat spłowiałej purpury, a na jego czole
Lśni złocisty dyadem. Broda długa, siwa;
Twarz blada, co powagę i smutek wyraża;
Martwo się patrzą w błękit dawno zgasłe oczy;
Jakby widmo królewskie w łachmanach nędzarza,
Tak on, wsparty na chłopcu, z trudem naprzód kroczy[1]
Długą przebyli drogę: starzec, blizki zgonu,
Dźwigając ciężkie nieszczęść i lat swoich brzemię
Kazał się wieść na święte wzgórze Helikonu,
By tam pożegnać razem niebiosa i ziemię.

Po drodze często gawiedź przystaje ciekawa,
Otacza ich i głośno urąga starcowi,
Mówiąc: „Oto Thamyris, który bogów prawa
„Obwieszczał, przyrzekając, że wiek złoty wznowi;
„On-to jest, co w świat wróżby rzucając fałszywe,
„Mienił się muz kochankiem i bogów wysłańcem,
„Co był królem i wieszczem, aż niebiosa mściwe
„Zrobiły go żebrakiem i ślepym wygnańcem!”

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki na końcu wersu.