Przejdź do zawartości

Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mieniąc się barwą opalów jaskrawą,
Stanął przede mną, jak anioł, co klęknie
Ponad kołyską sierocą i łzawą

Patrzeć: czy serce dziecięcia nie pęknie,
A z róż niebiańskich niosąc mu kolędę,
Ani go zdziwi, ani téż przelęknie.

Miłość ma swoją słoneczną legendę,
Co wspomnień zerwać nie daje łańcucha.
Mówiąc sierotom: „Ja, matka, przybędę

„Słuchać tych żalów, których nikt nie słucha.
„Nie wierzcie temu, że nas teraz dzieli
„Nie zapełniona niczem przepaść głucha.”

Więc i ja, z martwej podniesion topieli,
Kłamstwo zadałem śmiertelnéj rozłące
I w to wierzyłem, co mówią anieli.

O, jakież zdroje czyste i szemrzące
Wiosennych kwiatów podsycają wonność,
Między olchami ściekając po łące.

Melancholijną wierzb płaczących skłonność
Łagodząc Najad pieszczonym językiem.
Głoszących ślubów przeżytych dozgonność!

I złotym jaskrów błyszczące płomykiem
Pomiędzy gaje biegną i ogrody,
Prowadzić nocne rozmowy z słowikiem.