Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wszystko potrafił sobie na swą korzyść wytłumaczyć.
Pogrążył się więc w słodkiem marzeniu. Myślał nad tem, jak dom sobie urządzić na przyjęcie tego drogiego gościa, jakie zmiany porobić w umeblowaniu, jakimi końmi do ślubu pojedzie?... Wszystko miało być skromne, wszak on był na pół prawie zrujnowanym wioskowym szlachcicem, a ona — panną bez posagu. W marzeniach jednak wszystko składało się doskonale: długi płacił, dom urządzał... i kochał, kochał żonę do szaleństwa. Coraz milsze widzenia otaczały go w koło, wpadł w stan pół snu a pół rzeczywistości, ale nie był w możności rozróżnić już jednego od drugiego; wymarzony, wyśniony świat rozkoszy wziął go bezspornie pod swe panowanie, świadomość opuszczała go zupełnie... Szepnął wreszcie: ożenię się z Jadwigą — i zasnął snem twardym, kamiennym, tak, jak się sypia w dwudziestym ósmym roku życia.

Gdy się obudził, promień słońca już znowu odbywał swą codzienną wędrówkę, prześlizgiwał się z zardzewiałych pancerzy na lśniące angielskie munsztuki i ciemno polerowane lufy strzelb.
Obudził się z gotowem postanowieniem, nie był bowiem ani trochę wahającym się, miał stanowczy charakter i szedł zazwyczaj wytrwale do wytkniętego celu — tak mu się przynajmnie zdawało, takie miał o sobie wyobrażenie.
— Pojadę dziś do Walerjana, poradzę się z nim, co mam z tym błaznem zrobić — układał sobie w myśli — Walerjan jest moim przyjacielem, no i Jadwigę lubi bardzo, on mi poda najlepszy spo-