Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zadźwięczała po raz ostatni.... Bezsilność opuściła ją, jak tygrysica zraniona rzuciła się do ciała zabitego kochanka, twarz swą krwią jego zmazała i zaczęła całować stygnące usta i gasnące oczy.
— On prawdę powiedział! — krzyknęła rozpaczliwie. — On był mój! mój lubas!... Jam do niego należała pierwej nim ciebie zbóju poznałam.... On był mój!... mój!... mój!... — i cisnęła głowę do piersi w której serce już bić przestało.
— Wiedziałem o tem! — ozwał się z głuchym śmiechem rozwścieczony opryszek.
I topor błysnął po raz wtóry w powietrzu i martwe ciało Mariki spoczęło obok trupa kochanka....
Zabójca, po dokonaniu podwójnej zbrodni, usiadł na ławie, jakby pragnął odpoczynku.... Czyn spełniony i sąsiedztwo pomordowanych ofiar nie przerażały go zbytecznie