Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/846

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu nie powie. To jest tem konieczniejsze, że w czasie ważnych wypadków Paryż opuściłem.
— Masz słuszność. Prócz tego, mój ojciec jest nader surowy i sam gotów powiedzieć panu de Monsoreau...
— A więc działajmy tajemnie; jeżeli taka wola Boga, aby nas odkryli nasi nieprzyjaciele, to przynajmniej nie miejmy sobie nic do wyrzucenia.
— Ludwiku, Bóg jest dobry, nie powątpiewaj o łasce jego.
— Ja nie wątpię o Bogu, lecz lękam się szatana, zawistnego szczęściu ludzi.
— Pożegnaj mnie, mój drogi i nie odjeżdżaj śpiesznie, lękam się o ciebie.
— Bądź spokojną; koń ujeżdżony a ja znam drogę. Gdy jadę zamyślony, puszczam mu cugle, on sam idzie...
Kochankowie długo tego rodzaju prowadzili rozmowę, przerywaną tysiącem pocałunków.
Nakoniec, odezwała się trąbka myśliwska i Bussy odjechał.
Jadąc i marząc o upajającem szczęściu, jakiego doznał, o przeszłości i teraźniejszości, o względach księcia, o niewoli jakiej doświadczył, przypomniał sobie, że niebawem bramy miasta mają zamykać. Koń szedł wolno a noc zapadała powoli.