— Więc wątpisz o kanclerzu?... — zapytał Henryk.
— Wątpię: mam powody...
— Jakie?...
— Jeden jest dostateczny.
— Zapewne, jeśli dobry.
— A potem zostawisz mnie w spokoju?...
— Zostawię.
— Otóż pewnego dnia, a raczej wieczora...
— Mało na tem zawisło.
— Przeciwnie, bardzo wiele... Pewnego wieczora wybiłem cię na ulicy Froid-mantel; wszak wtedy byłeś z Quelusem i Schombergiem?..
— Ty mnie wybiłeś?..
— Nie inaczej.
— I za co?...
— Obraziłeś mojego pazia; czemuż Morvilliers nic ci o tem nie mówił?..
— Jakto! to ty byłeś... ab! zbrodniarzu!
— Ja sam; a co Henryczku, wszak dobrze biję?..
— O!.. zuchwalcze!..
— Ale, czy dobrze?
— Każę cię kijem oćwiczyć.
— Ale ja nie o to pytam.
— Daj pokój.
— Czy jutro przyjdzie Morvilliers?...
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/603
Wygląd
Ta strona została przepisana.