ją jak się schylała i słyszałem, bo mam słuch dobry, długie i czule pocałowanie.
— Kogo?... — zapytał książę — czy go poznałeś?
— Widziałem tylko ręce, a ręce to nie twarz.
— Ale z rąk można poznać.
— Zdaje mi się...
— Poznałeś nieprawdaż?
— Ale to tylko domysł.
— Mniejsza o to, powiedz.
— Zdaje, mi się, że to były ręce Bussego.
— Poznałeś rękawiczki?
— Nie inaczej; były to rękawiczki łosiowe haftowane złotem.
— Łosiowe! haftowane zlotem!... — powtórzył książę.
— Te same.
— A! Bussy! Bussy!... — zawołał książę — ślepy byłem, żem tego nie widział. Albo nie... nie sądziłem, aby tak był śmiałym.
— Ostrożnie Mości książę — rzekł Aurilly — sądzę, że mówisz za głośno.
— Bussy!... — raz jeszcze powtórzył książę — przypominając sobie wiele okoliczności dawniej nie postrzeżonych, a teraz łatwych do odgadnienia.
Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1141
Wygląd
Ta strona została przepisana.