Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

smarować, bo jeżeli tego nie uczynisz, na przykrość się narazisz, bo albo ty za nadto będziesz pachniał dla niego, albo on będzie śmierdział dla ciebie.
I usiadłszy wprost króla znowu mówił:
— I ja się każę wysmarować.
— Chicot, Chicot!... — zawołał Henryk — twoja skóra za twarda i wiele potrzebowałaby maści, a tej i dla mnie za mało — włosy zaś masz tak twarde, żebyś poszczerbił moje grzebienie.
— Moja skóra stwardniała przy tobie niewdzięczny monarcho! że zaś moje włosy twarde, to także wina zmartwień a nie moja. Ale skoro mi maści mój synku odmawiasz...
Henryk wzruszył ramionami, jakby go dowcipy trefnisia nudziły.
— Daj mi pokój — rzekł — ba jesz i bajesz.
I odwróciwszy się do Saint-Luca:
— Mój drogi, jakże twoja głowa?
Saint-Luc potarł czoło i westchnął.
— Wyobraź sobie — mówił dalej Henryk — widziałem Bussy d’Amboisse. Ach zmiłuj się i zwrócił się do fryzyera, jakże mię pieczesz.
Frjzyer ukląkł.
— Widziałeś Najjaśniejszy panie, Bussy d’Amboisse — rzekł drżący Saint-Luc.