W téj chwili przy ostatnim odblasku zaczynającego gasnąć pożaru, widziano zbliżającą się małą liczbę jeńców otoczoną dwudziestu pięciu lub trzydziestu towarzyszami. Składała się ona z rycerza zdającego się być jednocześnie w sile i kwiecie wieku, i z Maura, co nie spuszczał z oczu obszernéj lektyki i dwóch germków.
Skoro Caverley zobaczył, że orszak składał się rzeczywiście z rozmaitych osób, których tylko co wymienieliśmy, kazał wyjść ze swego namiotu tym wszystkim co się w nim podówczas znajdowali, oprócz sekretarza.
Wysłani opuścili namiot ze smutkiem, iż nie mogli być uczestnikami zdobyczy jaka wpadła w szpony ich wodza.
Na widok czterech osób wprowadzanych do jego namiotu, Caverley głęboko się skłonił, poczem przemówił cicho do rycerza:
— Najjaśniejszy Panie, jeżeli przypadkiem moi ludzie ubliżyli godności W. K. Mości, przebacz im, nie znają ciebie.
— Najjaśniejszy Panie? powtórzył jeniec z wyrazem, któremu usiłował dodać brzmienie zadziwienia, ale niebawem z bladością znamionującą jego niespokojność, zapytał: czy to do mnie przemawiasz! kapitanie?
— Do ciebie samego don Pedro, groźny Królu Kastjilii i Murcyi.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/402
Wygląd
Ta strona została przepisana.