Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc, mówił cień, nie pozostaje nam, jak czekać posłannika z Rzymu.
— Wątpię, tak się spóźnił iż nie będzie mógł dotrzymać, przynajmniej na tę noc, słowa danego, odrzekł człowiek w płaszczu rzucając spojrzenie na fale zaczynające się pienić pod pierwszym podmuchem sirocco.
— Tak, morze się burzy, odpowiedział cień; lecz jeżeli to rzeczywiście człowiek jakiego nam Hektor obiecał, nie zatrzyma go taka bagatela.
— Bagatela! co ty mówisz Gabrielu! oto południowy wiatr się zerwał i za godzinę na morzu nie będzie można wytrzymać; i synowiec admirała to mówi!
— Jeżeli nie przybędzie morzem, to przyjdzie lądem, jeżeli nie łodzią to wpław, jeżeli nie wpław to balonem, powiedział głos młody, świeży z silnym przyciskiem, znam ja mego człowieka, widziałem go przy robocie. Jak tylko powiedział jenerałowi Championnet „Pójdę“ — przyjdzie choćby mu przyszło iść przez ogień piekielny.
— Zresztą jeszcze nic straconego, powiedział człowiek w płaszczu; schadzka jest naznaczona między jedenastą a dwunastą w nocy, a — i wyjął zegarek repetjer — a widzicie sami, jeszcze nie ma jedenastej.
— Więc, mówił ten który się nazwał synowcem admirała, a który z tej przyczyny miał się znać na pogodzie, ja jako najmłodszy, będę trzymać straż przy oknie, a wy ponieważ jesteście ludźmi dojrzałymi i rozumnymi, idźcie obradować. Zejdźcie więc do sali obrad; ja zostaję tu i za ukazaniem się