Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/656

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ponury i skryty, płeć koloru popiołu i jak ten straszny Karol d’Anjou, którego tak wspaniały portret zostawił nam Villani, nie śmiał się nigdy i sypiał mało.
Na pierwsze posiedzenie junty, wszedł z twarzą wzburzoną przerażeniem; — byłoż to prawdziwe, czy udane? — okulary miał podniesione na czoło; potrącając o wszystkie meble i stół, zbliżył się do swoich współbraci, wołając:
— Panowie, panowie, od dwóch miesięcy nie sypiam wcale, widząc niebezpieczeństwo na jakie jest narażony mój król.
A że przy każdej zręczności powtarzał mój król, prezydent junty zniecierpliwiony, zapytał:
— Twój król? Co rozumiesz przez te wyrazy, ukrywające dumę pod pozorem gorliwości? dlaczego nie mówisz po prostu tak jak my: nasz król?
My odpowiemy za Vanniego, który nic nie odpowiedział: — Ten, który w rządzie słabym i despotycznym mówi mój król, musi koniecznie stanąć wyżej od tych, którzy po prostu mówią tylko: nasz król.
Jak to już powiedzieliśmy, dzięki gorliwości Vanniego, więzienia napełniły się podejrzanymi; mniemanych winowajców zapakowano do cuchnących lochów pozbawionych powietrza, światła i chleba; dostawszy się raz do takiego lochu, więzień, który często nie wiedział przyczyny swego przyaresztowania, nie wiedział również nietylko, kiedy będzie uwolnionym, lecz nawet kiedy go sądzić będą, Vanni, najwyższy zwierzchnik sumienia publicznego, przesta-