Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mógł przynajmniej słyszeć odpowiedź jeżeli nie dosłyszał zapytania.
— Wahałam się pani, odpowiedziała Nina, ciągle mówiąc cicho, najprzód dla tego, że jest pani bankierem, a po drugie mówił mi, że ma do pani pilny interes.
— Z ważnemi interesami zwykle odwołują się do mego męża, ale nie do mnie.
— To prawda pani, mówiła Nina tym samym tonem, ale obawiałam się, aby nie wrócił, kiedy pan będzie w domu i nie powiedział, że pani nie zastał, a ponieważ pani nie umie kłamać, sądziłam więc, że lepiejby było abyś się pani z nim widziała.
— A, sądziłaś? rzekła Luiza patrząc na młodą dziewczynę.
Nina spuściła oczy.
— Jeżeli źle zrobiłam, jest jeszcze czas, ale jemu bardzo będzie przykro, biedny chłopiec!
— Nie, rzekła Luiza po chwili namysłu, lepiej podobno będzie jeżeli go przyjmę, co zaś do ciebie, dobrześ postąpiła, moje dziecię! I zwracając się do Salvata, który odsunął się nieco, widząc że Nina mówiła cicho do swej pani. — Wrócę za chwilę, rzekła do niego, bądź spokojny, posłuchanie nie będzie długie.
Młodzi ludzie zamienili uśmiech, uścisnęli sobie dłonie, poczem Luiza wstała i wyszła.
Zaledwo drzwi zamknęły się za nią, Salvato zamknął oczy, jak to miał zwyczaj czynić, kiedy młodej kobiety nie było w jego pokoju.