Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/519

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech ich piorun spali! alboż nieszczęścia nie dosyć, odpowiedział Championnet. — I zwracając się do ambasadora: — Widzisz mój kochany Garacie, że nie ma i chwili do stracenia; na nasze szczęście, otrzymałem wczoraj dwa miliony kartaczów, nie mamy armat, ale z dwoma miljonami kartaczów i z 1.000 lub 1.200 karabinami zabierzemy armaty neapolitańskie.
— Zdaje mi się że Salvato mi wspominał, że nie masz więcej nad dziewięć tysięcy żołnierza.
— Tak, ale liczę że dostanę w posiłku do trzech tysięcy ludzi, zdolnych do boju. Czy jesteś bardzo strudzony Hectorze?
— Nigdy nie czuję się strudzonym generale.
— A więc jesteś gotów do wyjazdu do Medjolanu?
— Jak tylko zjem śniadanie i zmienię ubranie, gdyż umieram z głodu i cały jestem zabłocony; drogi prowadzące przez Isolettę, Agnani, Frosinoe są strasznie zepsute po burzy. Pojmuję dla czego twoi żołnierze stojący na straży generale, nie chcieli mnie wpuścić do ciebie.
Championnet zadzwonił; na odgłos znanego mu dzwonka wszedł kamerdyner generała.
— Śniadanie, kąpiel, ubranie dla obywatela Hectora Caraffy, niech wszystko to będzie gotowe: kąpiel za dziesięć minut, odzież za dwadzieścia, śniadanie za pół godziny.
— Generale odpowiedział kamerdyner, żadne twoje ubranie nie przyda się dla obywatela Caraffy, jest wyższym od ciebie o całą głowę.
— Oto masz rzekł Garat klucz od mojej walizy,