Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

argument zachował na koniec. Jakobin! to przyjaciel Francuzów.
Kilku mężczyzn na te podburzające słowa, zaczęło zbierać kamienie.
— A wy, krzyknął im don Clemente, jesteście osłami, dla których nie ma dosyć ciężkich juków, ani dosyć uciążliwych ciężarów.
I kończąc te słowa zamknął okno.
Ale w tejże chwili koś, z tłumu krzyknął:
— Precz z Francuzami! Śmierć Francuzom!
I pięć czy sześć kamieni stłukło szybę, za którą stał don Clemente. Jeden z tych kamieni uderzywszy go w twarz, zranił go lekko.
Być może, że gdyby młody człowiek, nie był ukazał się więcej, tłum zaspokojony wywartą zemstą, byłby ochłonął z gniewu, ale rozjątrzony zniewagą i bólem pochwycił broń myśliwską nabitą kulą, a otworzywszy okno z twarzą płonącą gniewem, pyszny wzgardą.
— Kto rzucił kamień? kto mnie uderzył... tu... tu... tu... krzyknął wskazując zakrwawiony policzek.
— Ja, odpowiedział mężczyzna około lat czterdziestu, małego wzrostu, ale silnie zbudowany, w kapeluszu słomianym, w kaftanie i spodniach białych, zakładając ręce na piersiach i strząsając tym ruchem mąkę z kaftana, ja, Gaetano Mammone.
Zaledwo mężczyzna w kaftanie białym wymówił te słowa, kiedy don Clemente Filomarino, oparłszy fuzję o ramię, pociągnął za cyngiel.
Ale proch tylko spalił na panewce.
— Cud! krzyknął brat Pacifico i złożywszy rybę