Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z tego co zaszło, don Clemente mógł łatwo wywnioskować, czy w walce którą Neapol miał podtrzymać dla wywalczenia swych praw, patrjoci będą mogli liczyć na lud i czy ten Ind, dla którego gotowi byli ponieść największe ofiary, w chwili obalenia przesądów, będzie walczył w celu ich utrzymania, lub też przyczyni się do ich zniesienia.
Rezultat nie wypad! szczęśliwie dla filozofa.
Po krótkiej wewnętrznej walce, przesąd pokonał interes osobisty i stary rybak, który przed chwilą gotów był bronić swojej własności, oglądając się czy synowie nie powrócili z koszykami, cofnął się krokiem w tył i odkrywając rybę, wyrzekł z pokorą.
— Św. Franciszek dał mi ją, św. Franciszek napowrót mi ją odbiera. Niechaj będzie błogosławiony za to. Ryba do ciebie należy mój ojcze.
— A, głupiec! zawołał don Clemente.
Obecni podnieśli głowę i oczy tłumu, zwróciły się na młodego człowieka, na którego obliczu malowało się tyle sarkazmu; ale na twarzach obecnych widać było tylko wyraz zadziwienia, bo nikt nie wiedział do kogo zwróconym był wyraz głupiec.
— Ciebie to właśnie, ciebie Basso Tomeo, a nie kogo innego nazywam głupcem, zawołał znów don Clemente.
— Mnie, a dla czego Ekscelencjo?
— Bo ty i twoi trzej synowie ludzie poczciwi, pracowici, a nadto dzielne chłopaki, pozwalacie zabrać bezwstydnemu mnichowi, a zarazem próżniakowi i oszustowi, owoc waszej ciężkiej pracy.
Braciszek Pacifico, który sądził że sam już jego habit powinien mu był jednać szacunek i uwalniać