Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tymczasem doktór wyjął z pomiędzy swoich narzędzi srebrną sondę i zbliżył się do rannego.
— A teraz! trzeba być mężczyzną, mój kochany.
— Będziesz pan sondować moją ranę?
— Potrzeba tego, żeby wiedzieć co dalej robić.
— Czy wolno kląć?
— Tak, tylko że patrzą na ciebie i słuchają cię. Jeżeli będziesz za nadto krzyczał, powiedzą żeś delikatny; a jeżeli będziesz bardzo klął, powiedzą żeś bezbożny.
— Doktorze, mówiłeś o jakimś napoju. Z chęcią wypiłbym go z łyżkę przed operacją.
Dziecię wbiegło zadyszane, trzymając buteleczkę w ręku.
— Matko, powiedziało, zostało sześć sztuk dla mnie.
Cirillo wziął z jego rąk flaszeczkę.
— Łyżki, zawołał.
Podano mu łyżkę, nalał ją pełną i podał rannemu.
— Otóż, rzekł tenże po chwili, teraz czuję się lepiej.
— Właśnie dla tego dałem ci to. A teraz, zapytał poważnie, czy gotów jesteś?
— Tak doktorze, postaram się nie przynieść ci wstydu.
Doktór powoli ale pewną ręką zapuścił sondę w ranę. W miarę jak instrument zagłębiał się w ranie, twarz pacjenta wykrzywiała się boleśnie, ale nie wydał żadnej skargi. Cierpienie i odwaga były tak widoczne, że w chwili kiedy doktór wyjął sondę