Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tak pełnego życia że w piersiach nim oddychających, budziło się pragnienie nieskończoności, pozwalające wierzyć człowiekowi że jest, a przynajmniej może stać się bóstwem, i że ten świat jest tylko jednodniową oberżą, wzniesioną na drodze do nieba.
Ósma godzina wybiła w kościele św. Ferdynanda, stanowiącym róg ulicy Toledo i placu San Ferdinando. Zaledwie przebrzmiały ostatnie dźwięki zegaru, kiedy tysiąc dzwonów z trzystu kościołów Neapolu odezwało się radośnie i głośno przez otwory dzwonnic, a działa z portu de 1’Euf, z du Castel Nuovo i del Carmine, wybuchając jak uderzenie piorunu, zdawały się chcieć zgłuszyć to hałaśliwe dzwonienie i jednocześnie otaczały miasto obłokiem dymu, podczas kiedy port św. Elma, płomienisty i zachmurzony jak krater przy wybuchu, zaimprowizował na przeciw starego zastygłego wulkanu, nowy Wezuwiusz.
Dzwony i działa pozdrawiały swym spiżowym głosem wspaniałą galerę, która w tej chwili odbijała od wybrzeża, przebywała port wojenny i pod podwójnem ciśnieniem wioseł i żagla, majestatycznie oddalała się na otwarte morze, a za nią dziesięć, czy dwanaście statków mniejszych, lecz równie okazale przybranych jak ich przewodniczka, która w bogactwie mogła walczyć o pierwszeństwo z Bucentaurem, wiozącym dożę na zaślubiny Adrjatyku.
Galerą tą dowodził oficer czterdzieści sześć do czterdziestu siedmiu lat mający, ubrany w bogaty mundur admirała marynarki neapolitańskiej; twarz jego męzka, piękności surowej i nakazującej, była