Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Luiza zobaczyła świat. Kupił powóz i konie, powóz najwykwintniejszy i konie jakie mógł znaleść najlepsze. Powiększył swój dom stangretem, kamerdynerem, panną służącą i zaczął należeć z Luizą do codziennie spacerujących po Toledo i Chiaja.
Księżna Fusco jej sąsiadka, wdowa trzydziestoletnia i pani ogromnego majątku, przyjmowała u siebie najwytworniejsze towarzystwo Neapolu. Pociągana uczuciem sympatycznym tak dużo znaczącem u Włoszek, zapraszała często na te wieczory swą młodą przyjaciółkę. Luiza odmawiała zwykle, dając za powód, życie odosobnione jakie prowadził jej opiekun. Teraz San Felice sam poszedł do księżnej Fusco, prosząc aby odnowiła swe zaprosiny, co też ona uczyniła z przyjemnością.
Zima 1796 roku była zarazem epoką uroczystości i żałoby dla biednej sieroty. Przy każdej nowej zręczności jaką nastręczał jej opiekun do pokazania się i błyszczenia, stawiała formalny opór i okazywała prawdziwą boleść. Ale San Felice odpowiadał jej słowami dziecka: Idź precz zmartwienie, ojciec tego chce. Zmartwienie nie uchodziło, ale niknęło tylko pozornie. Luiza zamykała w głębi serca; tryskało z jej oczu, malowało się na jej twarzy, a ten łagodny smutek, okrywający ją jak chmura, robił ją tem piękniejszą jeszcze.
Zresztą wiedziano, że jeżeli nie była najbogatszą dziedziczką, była przynajmniej jak nazywają w małżeństwie, bardzo przyzwoitą partją. Posiadała ona dzięki przezorności ojca i zabiegom kawalera San Felice 125.000 dukatów posagu, to jest pół miljona