Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

srebrnemi łzami i ozdobionym nąjznakomitszemi orderami europejskiemi, postępował prowadzony przez dwóch paziów, koń wojenny księcia. Biedny zwierz rżał dumnie pod złoconym czaprakiem, nie pojmując swej straty i losu jaki nań oczekiwał.
Wychodząc z kościoła, postępował za karawanem, ale wtenczas pierwszy masztalerz księcia zbliżył się z lancetem w ręku i kiedy koń, poznając go, radował się i rżał, otworzył mu żyłę gardłową. Zwierz wydał żałosny jęk, bo chociaż ból nie był wielki, ale rana miała być śmiertelną. Spuścił głowę ozdobioną piórami barwy księcia, to jest białemi i zielonemi i postępował dalej; tylko cienka nitka krwi, wazka ale ciągła spływała z szyi na piersi i zostawiała ślad na bruku. Po przeciągu kwadransa potknął się pierwszy raz, podniósł się i zarżał, już nie z radości a bólu.
Kondukt postępował pośród śpiewu księży, światła pochodni, dymu kadzideł, przechodząc ulice obite kirem, pod łukami żałobnemi cyprysów. Tymczasowy grób, był przygotowany dla księcia, na Campo Santo u Kapucynów, później, ciało jego miało być przeniesione do familijnego grobu w Neapolu.
U bramy miasta koń coraz więcej osłabiony utratą krwi, potknął się po raz drugi; zarżał z przerażenia i oko jego obłąkało się.
Dwoje cudzoziemców, dwoje nieznajomych, mężczyzna i kobieta, odczuwali tę prawie królewską żałobę, która od klas najwyższych dochodziła aż do najnędzniejszych warstw społeczeństwa. Temi nieznajomemi był kawaler i Luiza, mieszając swoje