Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

który co piętnaście dni przychodził po niewielką pensję jaką wyznaczyłam jego matce.
— Więc nikogo nie kochasz miłością?
— Nikogo, mój ojcze.
— Żyłaś szczęśliwa do tej chwili?
— O! bardzo szczęśliwa.
— I nie pragnęłaś niczego?
— Ciebie zobaczyć, oto wszystko.
— Czy dalszy ciąg dni podobnych tym, które do dzisiaj przeżyłaś, zdawałby ci się wystarczającem szczęściem?
— Nie pragnę nic innego od Boga jak podobnej drogi dla doprowadzenia mię do nieba. Kawaler jest tak dobry!
— Posłuchaj Luizo. Ty nigdy wiedzieć nie będziesz ile jest wart ten człowiek.
— Gdyby ciebie nie było mój ojcze, powiedziałabym że nie znam istoty lepszej, czulszej, więcej poświęcającej się jak on. O! wszyscy znają jego wartość, mój ojcze, wyjąwszy jego samego, nieświadomość ta jest w nim jedną cnotą więcej.
— Luizo, ja od kilku dni, to jest od chwili gdy myślę tylko o dwóch rzeczach: o śmierci i o tobie, marzyłem żebyś ty mogła przejść w pośród tego złego, zepsutego świata nie mieszając się do niego; posłuchaj, nie mamy czasu do stracenia na próżne przygotowania; powiedz z ręką na sercu, czy bez wstrząsu zgodziłabyś się zostać żoną San Felice.
Dziewica zadrżała i spojrzała na księcia.
Czyś mnie nie słyszała? zapytał książę.