Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przechodząc róg najciemniejszy pałacu królowej Joanny, zdawało mu się spostrzegać postać człowieka rysującą się na murze; sądził że nie warto się było zatrzymywać; z jego uzbrojeniem cóż znaczył jeden człowiek!
O dwadzieścia kroków dalej, odwrócił jednakże głowę: nie mylił się, człowiek przechodził drogę i zdawał się mieć zamiar iść po lewej stronie.
Dziesięć kroków dalej, nad murem który od strony morza tworzył parapet drogi, odróżnił głowę, za jego zbliżeniem się, postać zniknęła za tym murem; zbliżył się do parapetu, spojrzał na drugą stronę, ale prócz ogrodu z gęstemi drzewami których gałęzie dostawały do wysokości parapetu, nic nie zobaczył.
Przez ten czas, drugi człowiek posunął się i szedł równolegle z nim; Salvato poszedł do niego z blizka, nie spuszczając jednakże z oczów miejsca gdzie znikła głowa.
Przy świetle błyskawicy, ujrzał za sobą człowieka przechodzącego mur i idącego jak on ku Margellina.
Salvato dotknął się pasa dla przekonania czy jego pistolety łatwo się wyjmują i poszedł dalej.
Dwóch ludzi szło ciągle równolegle z nim, jeden cokolwiek przed nim po jego prawej stronie, drugi za nim z lewej strony.
Na początku Cassyna króla, dwóch ludzi zajęło środek drogi, kłócąc się z tą wielością ruchów i nieharmonijnymi okrzykami właściwemi ludziom z gminu w Neapolu.