Patrjoci otoczyli ich, zasłonili swemi piersiami i popchnęli w korytarz nieznany ludowi, dla samego króla przeznaczony, a prowadzący do sali pałacowej.
Tam, zastali Archambala przy księciu, a nie dostawszy ani szeląga z pięciu milionów i naraziwszy życie, powrócili do Kapui pod opieką silnego oddziału jazdy.
Na widok motłochu napełniającego salę, aktorowie spuścili zasłonę i przerwali przedstawienie. Co do widzów, myśleli oni tylko o tem, jak się dostać w miejsce bezpieczne, nie troszcząc się o Francuzów zupełnie.
Ci którym znana jest zręczność rąk neapolitańskich, mogą mieć wyobrażenie jaki po tem najściu nastąpił rabunek. Kilka osób uduszono przy wyjściu, innych stratowano nogami przy schodach.
Rabunek szerzył się także na ulicy; wszakże nie mogący wcisnąć się do sali, musieli także mieć swoją część łupu. Wszystkie powozy zatrzymywano i rabowano pod pozorem iż mogły one ukrywać francuzów.
Członkowie municypalności, patrjoci, najznakomitsi obywatele Neapolu napróżno usiłowali uspokoić ten tłum przebiegający ulice, obdzierający i mordujący; za wspólną więc zgodą udali się do arcybiskupa neapolitańskiego Mgra. Capece Zurlo, człowieka szanowanego od wszystkich, wielkiej łagodności, nieskażonych obyczajów, i błagali go aby im przybył z pomocą, uciekając się nawet do wystawności obrzędów religijnych, jeżeliby tego było potrzeba, aby przyprowadzić do porządku ten wstrętny
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1120
Wygląd
Ta strona została przepisana.