niewolnikiem dwóch starszych, których jeden kaprys, może cię wtrącić do Bastylli.
— Tak, tak — rzekł Franciszek — ja sam to czuję, tak nawet głęboko, że, doprawdy, nie pojmuję dla czego wyrzekłeś się planu, któryś mi podał. Czyż już tutaj nic nie bije?
I książę d’Alençon przyłożył rękę do serca brata.
— Bywają ciężary — odpowiedział Henryk — jakie dla niektórych rąk są nie do uniesienia. Podobnego ciężaru nie chcę podnosić, obawa znużenia niszczy we mnie chęć wszelką.
— Więc, Henryku, naprawdę się zrzekasz?
— Powiedziałem to de Mouy’owi i tobie powtarzam...
— Lecz w takich okolicznościach, kochany bracie — rzekł d’Ąlençon — nie przestaje się na słowach, trzeba dowodu.
Henryk odetchnął, jak zapaśnik, który czuje, że się jego przeciwnik cofa.
— Dowód będziesz miał dziś wieczór: o dziewiątej godzinie, lista dowódców i plan całego przedsięwzięcia, wręczone ci zostaną.
Franciszek uścisnął Henryka za rękę.
Na tę właśnie chwilę weszła Katarzyna, jak zwykle, bez uprzedzenia owej obecności.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/656
Wygląd
Ta strona została przepisana.