czyłeś?... Idziesz do domu?... Gdzież zostawiłeś u dyabła naszego piemontczyka?... Spodziewam się, że mu się nic złego nie przytrafiło?... Szkodaby go było, gdyż się nam dzisiaj spisał dzielnie.
— Ja myślę, że nie — odparł La Hurière — mam nawet nadzieję, że się on wkrótce z nami połączy.
— Zkąd idziesz?...
— Z Luwru, gdzie, muszę przyznać, niegrzecznie nas przyjęto.
— Któż taki?...
— Książę d’Alençon. Czyż on nie jest z naszego stronnictwa?...
— Książę d’Alençon nie trzyma się partyi, ani katolickiej, ani protestanckiej, jego obchodzi tylko to, co jego osoby dotyczy. Zaproponuj mu, ażeby się rozprawił sam ze swoimi starszymi braćmi, jak z hugonotami, a zgodzi się, byleby tylko się nie skompromitować. No cóż, panie La Hurière, nie pójdziesz z tymi zuchami?...
— A dokąd oni idą?...
— O!.. mój Boże!... na ulicę Montorgueil; mieszka tam znajomy mi pastor protestancki, ma żonę i sześcioro dzieci. Ci heretycy strasznie się rozpleniają. Ciekawa rzecz...
— A pan dokąd idziesz?...
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/190
Wygląd
Ta strona została przepisana.