Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/941

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak wdowa po Mauzolu, wieczną przysięgła wiarę i znam ją, że słowa dotrzyma.
— Zaczekam dziesięć lat, jeżeli potrzeba, zaczekam... Wszak Bóg nie pozwoli, abym skrócił sobie życie, albo żeby mnie ona zabiła, a skoro ona i ja żyjemy, mogę mieć nadzieję.
— O!... młodzieńcze, młodzieńcze — rzekł służący ze smutnym uśmiechem — nie mieszaj żyjących z u marłemi. Ona żyje — mówisz — ona żyje — ale czy wiesz dlaczego?.. (Joyeuse zadrżał). Ona ma do spełnienia postanowienie, które ją przywiązuje do życia. Czy sądzisz, że ona może znaleźć pociechę?... O!.. nie panie hrabio, nigdy!.. Ja ci to powiadam, ja ci to zaprzysięgam, ja, który byłem służącym nieboszczyka, ja, który póki on żył, byłem nabożnym, pełnym ufności i nadziei, ja który po jego zgonie, stałem się nieczułym; ja panie, ja ci powiadam, że i ja po jego stracie jestem niepocieszony.
— Ten człowiek tak żałowany — przerwał Henryk — ten szczęśliwy nieboszczyk, ten mąż...
— On nie był mężem, ale kochankiem, panie hrabio, a kobieta, którą ty na twoje nieszczęście kochasz, jednego tylko w życiu miała kochanka.
— Mój przyjacielu! — zawołał młodzieniec przestraszony dziką powagą człowieka, który pod