Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/807

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

palce do worka, który mu Chicot trzymał i wyjmował pieniądz.
— E! czy wiesz, Najjaśniej panie, że to złoto — zawołał Chicot.
— Wiem, mój przyjacielu.
— Do licha!.. widzę żeś bogaty Najjaśniejszy panie.
— Alboż niewidzisz przyjacielu — z uśmiechem mówił Henryk — iż każda sztuka tego złota, służy mi za podwójną jałmużnę? Owszem Chicocie, jestem ubogi, i moje pistole na dwoje przecinać muszę, abym opędził to nędzne życie.
— Prawda — ze wzrastającem zdziwieniem odparł Chicot — każda sztuka jest na połowę przecięta i ma jakieś dziwaczne znaki.
— Bo widzisz, ja tak jak mój brat, król francuzki, mam moje grymasy. On, wycina obrazki, ja w wolnych chwilach obrzynam dukaty. Biedny, poczciwy bearneńczyk, ma żydowskie upodobanie.
— Nic nie szkodzi, Najjaśniejszy panie — odpowiedział Chicot, kręcąc głową, bo domyślał się w tem jakiejś nowej tajemnicy — jednak dziwny to sposób rozdawania jałmużny.
— Ty może postępowałbyś inaczej?
— Tak jest; zamiast trudzić się przecina-