Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Joyeuse, i spostrzegając, że ten stoi mimo wezwania, rzekł:
— No, Anno, uczyń jak powiadam; oprzyj się o ścianę, albo o mój fotel.
— W istocie Wasza królewska mość zbyt łaskawa — odpowiedział młody książę — ale ja wówczas dopiero korzystać z pozwolenia będę, gdy się naprawdę zmęczę.
— Lecz my tak długo czekać nie będziemy, nieprawdaż, bracie?... — po cichu rzekł Henryk.
— Bądź spokojny — odparł Anna — raczej oczami aniżeli głosem.
— Mój synu — odezwała się Katarzyna — co to za zgiełk tam na rogu wybrzeża?
— Co za przenikliwy masz wzrok! moja matko; tak jest, w istocie mniemam, że słusznie mówisz... O! ja nie dojrzę tak daleko, chociaż jeszczem nie stary!
— Najjaśniejszy panie — swobodnie przerwał Joyeuse — ten zgiełk pochodzi ztąd, że kompania łuczników usuwa pospólstwo z placu. Skazany zapewne już przybywa.
— Jak to pochlebnie dla królów patrzeć na ćwiartowanie człowieka, w którego żyłach płynie również kropla krwi królewskiej!... — rzekła Katarzyna.