Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/600

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czterema strzałami a z tych trzy w rozmaitym kierunku przeleciały mu nad głową.
Przewidując te strzały, Chicot z góry już był sobie pewien plan nakreślił. Usłyszawszy świst kul, puścił cugle i zsunął się z konia na ziemię, wszakże niezapomniał wydobyć szpady, a w lewej ręce trzymał sztylet ostry jak brzytwa, a szpiczasty jak igła.
Spadł więc z konia, powtarzamy, tak, że na nogach przysiadł jak na sprężynach, na każde zawołanie wytężyć się gotowych; głowę zaś zasłonił piersią swojego konia.
Grupa jezdnych wydała okrzyk radości, widząc że Chicot upadł i sądząc że poległ.
— A niemówiłem ci niedołęgo — powiedziały galopem nadciągający i zamaskowany jeździec — dotąd wszystko ci się nieudawało, bo nie słuchałeś moich rozkazów; ale teraz widzisz go, że leży. Zabity czy żywy, zrewidować go natychmiast, a jeśli się rusza, pardonu niedawać.
— Dobrze panie — z uszanowaniem odpowiedział jeden z jeźdzców.
Zsiedli z koni, oprócz jednego żołnierza, który zebrawszy cugle trzymał inne konie.
Chicot wcale nie był pobożnym; lecz, w podobnej chwili przypomniał sobie, że jest Pan Bóg w niebic, że ten Pan Bóg otwiera mu swoje