Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To też nie wspomnimy ani słowa o zapłacie, owszem nawet, jeżeli pan uczynisz zadosyć prośbie mojej, będziesz stokroć wynagrodzony za tę usługę; pozwól więc panie, niech ci służę, i pomnij że ten, który cię teraz prosi, dawniej rozkazywał nieraz.
— Pójdź więc — rzekł jeździec, pokonany tym tonem pełnym błagania i powagi.
Młodzieniec ścisnął mu rękę, co jak na pazia, było dosyć poufałe, a obruciwszy się do gromadki znanych nam już jeźdców, rzekł:
— Ja przechodzę, co jest najgłówniejsza; ty, Mayneville staraj się również jakim bądź sposobem dostać do miasta.
— Nie dosyć na tem, że przechodzisz — odrzekł szlachcic — trzeba także, żeby cię widział.
— O! bądź spokojny; skoro tylko przebędę bramę, obaczy mię niezawodnie.
— A pamiętaj o umówionym znaku.
— Dwa palce na ustach, wszak tak?
— Tak, a teraz ruszaj z Bogiem!
— I cóż! rzekł właściciel karego konia, czy namyśliłeś się, mości paziu?
— Już panie — odpowiedział młodzieniec i wskoczył lekko na konia, siadając za swoim towarzyszem, który pośpieszył do innych pięciu wybra-