Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Henryk III-ci, skoro odbył swoje procesye, wyczesał pieski, ułożył swoje trupie główki i wydał dowolną ilość westchnień, nic już więcej nie miał do czynienia.
Tak więc gwardya przez księcia d’Epernon ustanowiona, podobała się królowi, mianowicie dlatego, iż spodziewał się, że o niej mówić będą i że na otaczających go twarzach czytać będzie coś innego, niż to co czytał od dziesięciu lat, jak z Polski powrócił.
Powoli i w miarę jak zbliżał się do pokoju swojego, gdzie czekał odźwierny, dosyć zaintrygowany tą niezwyczajną nocną wycieczką, Henryk rozwijał sam przed sobą korzyści instytucyi czterdziestu pięciu i jak wszelkie słabe lub osłabione umysły, przewidywał i wyjaśniał sobie zamiary jakie d’Epernon objawił w niedawnej z nim rozmowie.
— Ci ludzie, mówił sam do siebie, będą niewątpliwie bardzo waleczni, a może nawet bardzo przywiązani. Oblicza jednych dosyć ujmujące, drugich zaś dosyć odrażające, każdy zatem dzięki Bogu, znajdzie w nich co zechce... a wreszcie orszak czterdziestu pięciu mieczów, gotowych wyjść z pochew na każde zawołanie, jest to rzecz wcale piękna.