Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mocno mię też dziwiło, że dotąd jeszcze o nic nie prosiłeś.
— Jakżeś dzisiaj cierpki, Najjaśniejszy panie!...
— E!.. nie, nierozumiesz mię, przyjacielu — rzekł król, szyderstwem nasyciwszy swą zemstę — albo raczej źle rozumiesz; mówiłem, że wyświadczywszy mi przysługę, masz prawo żądać coś odemnie, żądaj więc.
— To co innego, Najjaśniejszy panie. Wreszcie ja tylko proszę o obowiązek.
— Obowiązek!... ty. generalny dowódzca piechoty, ty jeszcze pragniesz nowego obowiązku?... Ależ niewydołasz!...
— W usługach Waszej królewskiej mości gotów jestem dźwigać niebo i ziemię.
— Żądaj więc — powiedział król wzdychając.
— Pragnę abyś mi Najjaśniejszy panie poruczył dowództwo tych czterdziestu pięciu.
— Jakto! spytał zdumiony monarcha, chcesz jeździć przedemną i za mną? Chcesz się aż do tego stopnia poświęcić? chcesz być kapitanem przybocznej mojej gwardyi?
— Nie, Najjaśniejszy panie, nie!
— Czegóż więc pragniesz? mów.
— Pragnę aby ta gwardya, aby ci współziomkowie moi, lepiej pojmowali moje rozkazy