Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A na stronie dodał:
— Dla czegóż nie? tam byłoby lepiej i wygodniej. Mówisz więc moja dobra kobieto, — znowu na głos powiedział — że mogłabyś przyjąć trzydzieści osób na mieszkanie?
— Bezwątpienia.
— Ale to tylko na jeden dzień?
— O!... na jeden dzień, mogłabym przyjąć czterdzieści, a nawet czterdzieści pięć.
— Czterdzieści pięć?... krwi boska, to właśnie moja liczba!
— Wistocie?... no proszę co za szczęśliwy traf!...
— I pomieścisz ich moja kobieto tak, że na podwórzu żadnego hałasu słychać nie będzie?
— Czasami, w niedzielę, miewamy tu po ośmdziesięciu żołnierzy.
— A przed domem niema zbiegowiska, ani ciekawych między sąsiadami?
— O!.. nigdy, na imię boskie; naszym sąsiadem jest tylko jeden bardzo zacny obywatel, który się nigdy w cudze interesa niewdaje; sąsiadką zaś jakaś pani żyjąca tak samotnie, iż chociaż już trzy tygodnie w tym cyrkule mieszka, jeszczem jej wcale nie widziała. Wszyscy inni są z nizkiej klasy ludu.