Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Alboż ja wiem? Zakochani są zwykle nieostrożni.
— Ależ, ja jeszcze nie jestem zakochanym.
— Jesteś już na téj drodze.
— A jeżeli rzeczywiście zostanę zakochanym, czy będziesz mnie mniéj kochała?
— Czy mogęż ja cię za co nielubić mój drogi Edmundzie? Jeżeli kochasz tę dziewczynę i ona cię kocha, jeżeli należy do uczciwéj familji, poprosisz ojca o jéj rękę, który będzie uszczęśliwiony że ci ją powierza — i w miejsce jednego dziecka będę ich miała dwoje. Tylko pomiędzy niemi zawsze będzie jedno, które więcéj od drugiego kochać będę.
— Jak to ty wszystko dobrze urządzisz.
— Czyż tak stać się nie może? A choć ja zaślubiłam twojego ojca nie znając go, ty z tem wszystkiem możesz ożenić się z panienka, która ci się podoba...
— Jakaś ty dobra!
— Ale opowiesz mi wszystko co zajdzie.
— Czym ci kiedy co ukrywał?
— Cóż teraz zamyślasz robić?
— Jutro przedstawię się w domu pana Devaux.
— A to pod jakim pretextem?
— Pod pretextem że jestem chory i że przychodzę prosić o poradę.
Na te słowa pani Pereux zbladła.
— Co ci jest matko? zapytał bojaźliwie Edmund.
— Nic, moje dzięcię, — nic. Wolałabym tylko, abyś... wybrał inny pretext.
— A to dla czego?