Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biorąc ją w swoje objęcia; jestem tylko nieco smutny na samo wspomnienie iż muszę cię opuścić.
— A więc ty stanowczo wyjeżdżasz?
— Stanowczo. — Czyż z Nicei otrzyma! co nowego?
— Otrzymałem list tego rana.
— Czy Edmund ma się gorzéj?
— Nie, — ale nie jest mu i lepiéj, — a biedny chłopiec pragnie mnie koniecznie mieć przy sobie; nie można niczego odmawiać chorym.
— Gustawie?... rzekła Nichetta tonem błagania.
— Czego chcesz?
— Jeżeli mnie kochasz, uczynisz coś dla mnie.
— Ale ty tego nie zechcesz zrobić.
— Mów zawsze, — jeżeli to będzie możliwem to zrobię.
— O, to jest więcéj jak możliwe, — to jest łatwe.
— Mów więc.
— Weź mnie z sobą.
— Kiedyś pisała prosząc mnie o to samo, moje dziecko kochane, wyłuszczyłem ci powody, które mi zrobić tego nie pozwalają.
— A więc nie chcesz?
— Nie mogę, — odpowiedział słodko Gustaw.
— Nie byłabym była jednak mieszkała z tobą, — rzekła ona, jak gdyby ten powód mógł wpłynąć na jéj kochanka, który nic nie odpowiedział. Natenczas ciągnęła ona daléj, myśląc iż zdobyła sobie grunt pod nogami.